Przejdź do głównej zawartości

Jamie McGuire – Piękna katastrofa & Chodząca katastrofa

 Na rynku wydawniczym wiele jest romansów, pisanych z perspektywy głównej bohaterki. Rzadkość stanowią autorki/rzy, którzy decydują się na napisanie tej samej historii ale z perspektywy mężczyzny. Pojawia się bowiem wtedy szereg zarzutów z oskarżeniem o nabijanie pieniędzy lub brak pomysłów i ciągniecie tematu na siłę. No cóż, trudno się z tym nie zgodzić, ale ja nie mam nic przeciwko, jeśli opowieść jest ciekawa. A w przypadku Pięknej katastrofy nie mam żadnych wątpliwości.



Wydawać by się mogło, że to sztampowa historia o grzecznej, miłej dziewczynie i łobuzie lubującym się w imprezach, przygodnym seksie i alkoholu. Okazuje się jednak, że to jedynie początek interesującego romansu, który wcale nie wydaje się być oczywisty. 

Początkowo powieść przypomina nieco inny znany romans – After. Tu jednak, skomplikowana i momentami obsesyjna miłość jest lepiej przedstawiona, głębiej przeanalizowana i dużo smaczniej pokazana. Powieść nie jest chaotyczna, a ładnie, logicznie i sensownie złożona, dzięki czemu przez opowieść przechodzi się bezboleśnie i tak jak powinno być. 

Bohaterowie są ciekawi, różnorodni charakterologicznie i posiadający bagaż problemów, które długo skrywane, wychodzą w najmniej spodziewanym momencie. Wywołują u czytelniczki mnóstwo różnorakich uczuć: począwszy od miłych i obezwładniających romantyzmem relacji pomiędzy głównymi bohaterami, skończywszy na nerwach wywołanych przez ich trudne do pojęcia zachowania i decyzje.

To zupełnie inna książka niż te, do których jesteśmy jako czytelniczki przyzwyczajone. Jest wielowymiarowa, złożona, niejednoznaczna, ale nie zgubiła po drodze najważniejszej rzeczy – miłości. To piękna opowieść o ogromnym uczuciu, które tylko mały krok dzieli od totalnej zagłady, czyli nienawiści.

Polecam Wam ten emocjonalny i uczuciowy rollercoaster. Gwarantuję, że nie oderwiecie się od lektury aż do ostatniego zdania.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn