Przejdź do głównej zawartości

Lauren Weisberger – Nie ma tego złego

 Przesycona humorem, zachwycająco celna i traktująca wyidealizowany i wymuskany świat z przymrużeniem oka. Taka właśnie jest powieść Weisberger. Jest jak haust świeżego powietrza w duszny dzień.



Często człowiek ma do czynienia z osobą, która chce być postrzegana jako wzór cnót. Buduje ona swój wizerunek z pietyzmem, nie pozwalając sobie na zbędne wybryki i marzy o eleganckim domu z równo przystrzyżonym trawnikiem, mężu, który zawsze jest na czas i wspiera, dzieciach, które się nie brudzą i są niemal małym Einsteinami i samochodem eko z najnowszej kolekcji. Mało kto wie, że u takiej osoby buzuje frustracja, która przeradza się we wrzącą pod skóra złość, czekającą jedynie na punkt zapalny. Takie właśnie są bohaterki "Nie ma tego złego", różnią się od siebie charakterologicznie, ale mieszkają w malej podmiejskiej "idealnej' społeczności. Choć szybko okazuje się, że uzbrojone w chęć zemsty, gniew i niewyparzone języki, nie przypominają eleganckich pań z klasą i są w stanie wstrząsnąć kim trzeba by dotrzeć do celu.

Czasem odnosiłam wrażenie, że fabuła przepełniona jest frustracją, żalem, swego rodzaju niesprawiedliwością jaka dotknęła bohaterki. Uczucie niezadowolenia i użalania się nad sobą właściwie towarzyszyło im cały czas. Całe szczęście, autorka wybrnęła z tego dusznego klimatu niewybrednymi dialogami, ripostami i całkiem fajnym humorem, nadając powieści charakteru i lekkości.

To książka o przyjaźni, kobiecej solidarności, nieprawdopodobnych pomysłach i wsparciu, które potrzebne jest każdemu człowiekowi, tylko nie wszyscy umieją o to prosić. Ot, mamy tu do czynienia z zabawną lekturą na wakacje czy leniwy weekend, która zaskoczy fajnymi dialogami i zabawnymi scenami.. 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn