Przejdź do głównej zawartości

Monika Cieluch – Dziewczyna, która czuła zbyt mocno

 Ależ to było urocze! Takiej powieści romantycznej było mi trzeba i taką właśnie otrzymałam. Wzruszająca, targająca wszystkimi zmysłami, powodująca szybsze bicie serca i rumieńce na twarzy. Świeża i pyszna historia, która broni się sama i przykrywa drobne potknięcia w fabule.



Opowieść o brytyjskim żołnierzu, kochającym swój zawód nade wszystko i rozdartym emocjonalnie pomiędzy służbą ojczyźnie, a miłością do wyjątkowej kobiety, którą poznaje podczas przebywania na urlopie  rozdarła moje serce na dwoje. Przeczytałam wszystkie książki Moniki Cieluch i ta staje na szczycie listy.

Autorka z książki na książkę rozwija się coraz bardziej. Widać, że odrabia lekcje, czyta wskazówki podsyłane przez czytelników i wyciąga z nich wnioski. Dzięki temu, z każdą kolejną historią jest coraz lepiej, opowieści są coraz piękniejsze i... romantyczniejsze, a ich lektura pochłania bez reszty.

Ta książka przypomina mi nieco historię napisaną przez Sparksa – "Wciąż ją kocham". Nie chodzi mi tu o podobieństwa w fabule, choć może kilka rzeczy by się znalazło, ale o charakter i mądre treści, które autorka sprytnie przemyciła pod postacią romantycznej historii. Przez te opowieść się płynie, jest zbudowana dokładnie i sceny wynikają jedna z drugiej, a postaci są rześkie i nieidealne, takie, z którymi łatwo można się identyfikować.

Monika Cieluch nie bała się tu poruszać tematu inności. Opisywała to z dwóch perspektyw. Były zachowania ludzi, którym pewne rzeczy w wyglądzie innych ludzi przeszkadzają, ale też pokazała walkę osoby wyszydzanej, nieustającą bitwę z własnymi kompleksami, poczuciem własnej wartości i wiarą w siebie i swoje możliwości.

Trzeba przyznać, że to historia szalenie filmowa. Gdyby znalazł się jakiś scenarzysta, który rozpisałby ją na sceny, a potem jakiś producent sypnąłby groszem na stworzenie obrazu, to jestem pewna, że powstałby uroczy i wciągający film o miłości, która jest cudowna i silna, ale też destrukcyjna i toksyczna.

Bardzo polecam tę powieść. To była cudowna historia, którą czyta sie jednym tchem.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn