Przejdź do głównej zawartości

Clara Sanchez – Cichy kochanek

 Można by rzec, że podczas pisania tej powieści autorka popełniła mały falstart. Zaczęła dobrze, historia nieźle rokowała, ale po drodze trochę zwolniła i się rozwlekła. Nie mogę jednak powiedzieć, że nie czytałam jej z przyjemnością, co to to nie. Jednak brakowało mi czegoś, dzięki czemu akcja byłaby wartka i bardziej skomplikowana.



O sektach wykorzystujących ludzką słabość mówiono już wielokrotnie. Pisano reportaże, nagrywano filmy i wywiady z ofiarami. Jednak to temat rzeka i jest właściwie niewyczerpalny. Tu autorka podjęła się tego tematu, zabrała czytelnika w podróż po Kenii i odsłoniła sieć intryg i powiązań, których początkowo nikt się nie spodziewał.

Fabuła wykluwa się tu dość ospale, rozkręca się powoli, jednak bohaterowie, starannie i doskonale rozpisani wysuwają się na pierwszy plan, ukazując się czytelnikowi w pełnym rynsztunku i z bagażem problemów, które noszą na barkach. I to właściwie one oraz opisy miejsc akcji nadają tej powieści kolorytu.

Niestety bardzo długi, drobiazgowy wstęp opisujący zasady działania sekty nieco spowalnia fabułę, a potem nagle akcja przyspiesza, następuje zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i część niewyjaśnionych faktów zostaje porzucona i zapomniana, co może powodować frustrację. 

I trudno jest też jednoznacznie zakwalifikować tę książkę. Wydawać by się mogło, że jest to powieść obyczajowa, potem w połowie przeistacza się w swego rodzaju thriller, by ostatecznie stać się historią miłosną zrodzoną właściwie z niczego.

Jest to powieść dla ciekawskich oraz tych, którzy lubią poplątane i nieoczywiste historie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn