Przejdź do głównej zawartości

Aleksandra Rochowiak – Spotkajmy się o północy

 Końcówka lata rządzi się swoimi prawami. Coraz częściej wtedy sięgam po otulające ciepłem powieści, niosące spory ładunek emocjonalny i kojarzące się z czymś wyjątkowym. Dziś więc słów kilka o bardzo przyjemnej lekturze, która pożera czytelnika od pierwszych stron i trzyma w zębiskach długo.



Gloria jest szaleńczo zakochana w swoim żonatym szefie. I choć wie, że jest tą drugą, to mamiona i okłamywana przez mężczyznę, brnie w ten zakazany związek z duszą na ramieniu, usiłując zaznać odrobiny uczucia. Tymczasem jednak, los zsyła jej rycerza, bynajmniej nie na białym koniu, a z parasolem w ręku, który ratuje ją od całkowitego przemoczenia. Od tej pory, Bartosz coraz częściej pojawia się w myślach Glorii, a Karol pokazuje swoje prawdziwe oblicze.

Urocza była to opowieść. Napisana z lekkością, fajnymi postaciami, udanymi dialogami i miłą dla oka narracją. Autorka zadbała o romantyczny anturaż. Umiejscowiła akcję w pięknym Wrocławiu, nie żałowała opisów ociekających deszczem ulic i zaparowanych okien w komunikacji miejskiej, ale też pięknych wnętrz eleganckich butików. W tym wszystkim osadziła akcję, której najważniejsze sceny dzieją się małym mieszkanku na Psim Polu, akademiku lub na ulicach miasta. 

Aleksandra Rochowiak rozrysowała czytelnikom zakazane uczucie, łączące szefa z podwładną, uczucie, które w tego rodzaju przypadkach najczęściej kończy się fatalnie dla jednej ze stron, pozostawiając po sobie złamane serce i brak wiary w siebie. Ukazała też bardzo powolny proces zdrowienia, wyrywania się ze szponów toksycznej znajomości i prób życia pełną piersią. Wskazała, że przyjaźń, zaufanie i wsparcie najbliższych potrafi zdziałać cuda, ale trzeba też słuchać własnego instynktu, który często bardzo trafnie podpowiada co i kiedy należy zrobić.

Autorka dała też pstryczka w noc osobom lubiącym plotki i przyklejającym łatki poszczególnym ludziom. Wskazała jasno, że warto się przekonać na własnej skórze kim jest dana osoba, niż potem doszukiwać się w niej tego, co kiedyś o niej usłyszano.

To naprawdę udany romans, z kilkoma moralizatorskimi elementami, który nie tylko powoduje przyspieszone bicie serca, ale też wskazuje kilka istotnych w życiu spraw. Gorąco polecam!




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn