Przejdź do głównej zawartości

Shain Rose – Między zobowiązaniem a zdradą

 Nie trafiłam tym razem na romans, który pozwoliłby mi się odprężyć. I choć starałam się jak mogłam, by wyłuskać z tego hitu (tak określają go użytkowniczki TT) coś pozytywnego, to jednak mi się nie udało, bowiem z historii płaskiej jak zakalec nie da się zrobić literackiego tortu. Choćby odrobinę zjadliwego.









Jest to opowieść o dziewczynie, która stanie się dziedziczką fortuny swojego ojca, pod warunkiem, że wyjdzie za mąż za jego wspólnika i któremu urodzi dziecko. Tak w fotograficznym skrócie można by streścić fabułę. A, że nadto nic się nie dzieje, toteż więcej nie da się nic napisać.

Już od początku ta powieść kuleje. Braki i podstawowe informacje fabularne powodują, że trudno się zaprzyjaźnić z bohaterami, nie byłam w stanie wgryźć się w historię tak, by pochłonęła mnie bez reszty. Dziwne zachowania głównych bohaterów, skłonność do epatowania nieuzasadnioną przemocą słowną i czasem fizyczną nadawała tej opowieści jedynie kuriozalnego wymiaru.

Nic tu się nie zgadzało. I budowa postaci, i dialogi, i sceny zupełnie nieadekwatne do okoliczności. Rzecz jasna wszystko to doprawione solidną dawką zbliżeń s****alnych, które nie wnosiły do historii niczego. Kompletny brak chemii między bohaterami sprawiał, że trudno mi było czytać o rzekomym uczuciu rodzącym się między nimi.

Najgorszym, co jednak autorka mogła zrobić, to użycie współżycia jako metody terapii (rzecz jasna bez wsparcia specjalisty), polegającej li i jedynie na widzimisię bohatera, usiłującego przyporządkować sobie kobietę za pomocą s**su.

Okropna była to powieść, kuriozalna, dziwaczna i trudna do czytania. Zamiast relaksu przyniosła ze sobą niesmak.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...