Jakże mi brakowało książki, w której pasja wylewa się wszystkimi porami skóry bohaterów, odzwierciedla ich uczucia i oplata ich niczym bluszcz. Cieszę się więc bardzo, że powstała książka, która z nawiązką mi to zapewniła.
Rzecz opowiada o Percy, dziewczynie, która ma ucho absolutne, cięty język i dar wyławiania muzycznych pereł. A także o Joe, charyzmatycznym muzyku, który dzięki niej nagle zaczyna tworzyć hity. Ich współpraca szybko przeradza się w coś więcej, ale od początku wiadomo jedno: ta historia nie skończy się happy endem. Percy i Joe tworzą elektryzujący duet, ale tylko jedno z nich stoi w świetle reflektorów.
„Deep Cuts” to nie kolejny romans, a raczej emocjonalna partytura pełna dysonansów. To książka o tym, co się dzieje, gdy jesteś częścią czyjegoś sukcesu, ale nikt cię nie widzi. O relacji, w której miłość zderza się z ambicją, a kreatywność rodzi nie tylko muzykę, ale i ból.
Podczas lektury wielokrotnie łapałam się na tym, że czułam Percy bardziej, niż chciałam się do tego przyznać. Jej ciągłe balansowanie między lojalnością a pragnieniem, by wreszcie sama być „tą zauważoną”, trafiało w czułe miejsca. Ile razy w życiu zdarza się człowiekowi kogoś z całego serca wspierać, a jednak po cichu tęsknić za własnym światłem? Percy nie jest idealną bohaterką, bywa złośliwa, zazdrosna, sfrustrowana, ale dzięki temu staje się boleśnie prawdziwa.
Relacja z Joe to nie klasyczne „will they/won’t they”, a raczej subtelne rozpadanie się czegoś, co nigdy nie było całkiem scalone. Napięcia między nimi mają więcej wspólnego z muzyką niż ze słowami. Są jak niedopowiedziane nuty, które wybrzmiewają dopiero w ciszy.
Jeśli jesteście wrażliwi na niuanse emocji, lubicie książki, które nie prowadzą za rękę, ale pozwalają poczuć, że coś podczas czytania w duszy rezonuje to będzie to idealna lektura. Brickley nie daje łatwych odpowiedzi. Nie moralizuje. Po prostu pokazuje kawałek życia, który boli, inspiruje i zostaje z czytelnikiem długo po zamknięciu książki.
Komentarze
Prześlij komentarz