Przejdź do głównej zawartości

Christopher Barzak – Jedna wrona smutek wróży

Czy można zaprzyjaźnić się z kimś, kto już nie żyje? To pytanie towarzyszyło mi przez całą lekturę książki Christophera Barzaka. A, że autor snuje historię niezwykle subtelną i przejmującą, w której granica między światem żywych a umarłych zaciera się w cieniu młodzieńczego bólu, żałoby i potrzeby bliskości, toteż pytanie wydawało się być zasadne. Trzeba jednak powiedzieć wprost, że to nie jest horror, a raczej opowieść o dojrzewaniu w obliczu straty, oraz o tym, jak łatwo zagubić się między pamięcią a rzeczywistością.



Głównym bohaterem jest piętnastoletni Adam McCormick. Jego życie zmienia się w momencie, gdy w lesie zostaje znalezione ciało Jamiego Marksa, chłopaka z jego klasy, o którym niewielu w ogóle pamiętało. Jamie był niewidzialny, samotny i niekochany, i dopiero po śmierci zostaje dostrzeżony. Najpierw przez Adama, który zaczyna z nim rozmawiać, a później przez czytelnika, który stopniowo odkrywa, jak wielki ciężar niósł ten cichy, zagubiony nastolatek. Spotkanie z duchem Jamiego początkowo wydaje się dla Adama ratunkiem. To przyjaźń, jakiej nigdy nie miał. Ale im mocniej zbliża się do Jamiego, tym wyraźniej oddala się od świata żywych, ucieka od rodziny, znajomych, od samego życia. Barzak bardzo sugestywnie pokazuje, jak łatwo można zatracić się w żałobie, jak kusząca bywa myśl, że da się zatrzymać tych, którzy już odeszli.

Autor nieustannie balansuje na granicy między realizmem a snem, a nastrój tej powieści jest gęsty, melancholijny, czasami wręcz oniryczny. To nie opowieść, w której liczą się szybkie zwroty akcji, tu chodzi o emocje, o atmosferę, o to, co dzieje się w środku bohaterów. I właśnie to sprawia, że historia zostaje w pamięci.

To przede wszystkim powieść o samotności, dorastaniu i o tym, że każdy z nas pragnie być dostrzeżony. To także przestroga dla innych, że trzymanie się kurczowo przeszłości i tego, co utracone, może sprawić, iż przegapimy to, co najważniejsze, a tym jest życie, które wciąż trwa.

To książka dla czytelników, którzy lubią historie melancholijne, pełne symboli i niedopowiedzeń. Jeśli szukacie opowieści mrocznej, ale zarazem czułej, mówiącej o stracie, przyjaźni i poszukiwaniu sensu, to Barzak ma Wam wiele do zaoferowania.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...