Pierwsza miłość ma w sobie coś magicznego. To moment, kiedy serce bije szybciej, w żyłach buzują hormony, a świat wydaje się piękniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Każdy uśmiech, spojrzenie czy dotyk unoszą człowieka ponad codzienność i sprawiają, że czuje się pewien rodzaj niezwyciężenia. Nic więc dziwnego, że wspomnienie tej pierwszej miłości zostaje na zawsze, czasem jako piękny sen, a czasem jako rana, która nie chce się zagoić.
Właśnie o tej niezwykłej sile uczuć pisze Iga Daniszewska i wrzuca w wir czułości i buzujących uczuć główną bohaterkę, Nelie. Kobieta wydaje się mieć swoje życie pod kontrolą, ponieważ ma studia, pracę, powoli buduje dorosłe, odpowiedzialne życie. Wszystko układa się spokojnie i przewidywalnie do chwili, gdy do miasta wraca Hunter, jej pierwsza miłość. To uczucie miało być już tylko wspomnieniem, a jednak serce nie zapomina tak łatwo. Ich ponowne spotkanie to eksplozja emocji. Dawne uczucia wracają ze zdwojoną siłą, a sytuacja staje się jeszcze trudniejsza, gdy Hunter zaczyna pojawiać się w jej życiu niemal na co dzień. Uniknięcie go staje się niemożliwe, a próba zapanowania nad sercem przypomina walkę z samą sobą.
Ta historia przypomniała mi o znanym powiedzeniu „nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki”. Nelie już raz doświadczyła, jak bolesna potrafi być miłość do Huntera. Wie, że kiedyś to uczucie złamało jej serce. A jednak emocje nie poddają się rozumowi. Spotkanie po latach stawia przed nią pytanie: czy można dać drugą szansę komuś, kto raz zranił? Czy warto ryzykować ponowne cierpienie dla uczuć, które nigdy tak naprawdę nie zgasły?
Jest to opowieść o sile pierwszej miłości, tej, która potrafi unieść w niebo, ale też zrzucić na samo dno. To książka o tęsknocie, pokusie i o sercu, które wciąż potrafi kochać, nawet jeśli wcześniej zostało złamane.
Komentarze
Prześlij komentarz