Przejdź do głównej zawartości

Hanna Cygler – Śladem fal

 Bywa, że po doskonałej lekturze, mam kilka dni czytelniczego przestoju. Wtedy dużo myślę o tym, co przeczytałam, analizuję pewne fakty i wertuję książkę wielokrotnie by utrwalić to piękno z wewnątrz. Tak, ta powieść robi wrażenie, jest nietuzinkowa, wartościowa i ponadczasowa i zostanie z czytelnikiem na długo.



Rzecz opowiada o rodzinie Duszów, która opuszcza rodzinne strony w centralnej Polsce i rusza ku nieznanemu aż na północ, do Łeby. To symboliczna podróż, która zamyka pewien etap i ukazuje odejście od przeszłości. I choć takich rodzin były wówczas tysiące, wyrwanych ze swoich domów, próbujących układać codzienność w kraju, który zmienił się nie do poznania, to jednak Duszowie mają tu swój czas, by móc opowiedzieć swoją historię.


Cygler kreśli przejmujący obraz rodziny, w której każdy mierzy się z innym wyzwaniem. Elżbieta, ambitna i odważna, próbuje wyrwać się z ograniczeń, studiując medycynę w Łodzi. Irena doświadcza miłości, która okazuje się sidłem, a przecież w tamtym czasie kobietom trudno było walczyć o własną wolność. Gabrysia nie godzi się na żadne kompromisy, buntuje się przeciw światu, który chce ją wtłoczyć w określone ramy. Ojciec, Tadeusz, z wiarą w ideały i lepszą przyszłość, coraz częściej musi zderzać się z poczuciem bezsilności.


To nie tylko opowieść o rodzinie, ale też o całym pokoleniu, które musiało dorosnąć szybciej, niż chciało. To powieść o życiu między ruinami przeszłości a budowaniem przyszłości, o konieczności podejmowania trudnych decyzji i o tym, jak każdy z nas niesie w sobie ślad tego, co minione.


Historia to nie tylko wielkie daty i wydarzenia, ale przede wszystkim losy ludzi. Często skomplikowane, pełne nadziei i rozczarowań, wpisane w rytm czasu niczym fale na morzu.  To książka dla tych, którzy lubią literaturę z historią w tle, ale przede wszystkim dla tych, którzy chcą lepiej zrozumieć, jak wyglądało życie w powojennej Polsce. Czasy były trudne, niepewne, a jednak pełne marzeń o lepszym jutrze i ta nadzieja właśnie buzowała pod skórą ludzi.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...