Czy Antti Tuomainen zaskoczył czytelników w ostatniej części trylogii o matematyku Henrim? Nie, bowiem powróciliśmy do znanego nam cyklu. Przyznać jednak trzeba, że był to powrót niezwykle udany i jak zawsze pełen pysznych i niewiarygodnych przygód, które według mnie nie znudziłyby się wcale, nawet jeśli autor pociągnąłby przygody matematyka dalej.
Tym razem główną rolę gra bóbr. I to nie byle jaki, bo taki kilkunastometrowy, posadowiony w centralnym miejscu parku rozrywki, z tym, że u konkurenta Henri'ego. Co robi tam szalony matematyk w środku nocy i dlaczego to ona znajduje zmasakrowane ciało?
Tuomainen szafuje swoimi absurdalnymi pomysłami i utyka je gęsto w powieści niczym uzdolniona koronkarka. I choć wydawać by się mogło, że jest na pograniczu przesady to jednak umiejętnie wszystko to łączy ze sobą i zapewnia rozrywkę na wysokim poziomie.
Jest to komediowo-kryminalna dawka szczęścia w skondensowanej postaci, wywołująca raz po raz salwy śmiechu, ale i dreszcz emocji. Autor ma ogromny talent do zestawiania absurdu z normalnością i otaczania czytelników swego rodzaju eskapiczną radością.
Ta kręta, wielowątkowa i pełna plot twistów fabuła, sprawia, że "Teorię bobra" czyta się błyskawicznie i bez przeszkód. Mnóstwo tu absurdu, szaleństwa i mrocznego humoru, a zakończenie błyszczy niczym gwiazda na kryminalnym firmamencie. Doskonała zabawa gwarantowana, więc cały cykl polecam gorąco!
Komentarze
Prześlij komentarz