V.E. Schwab jest doskonale znana polskim czytelnikom i ma rzesze oddanych fanów. Niedawno na półkach pojawił się komiks o Stalowym Księciu i zainteresowanie tą lekturą poszybowało wysoko. Szybko jednak okazało się, że lektura wzbudza tyle samo zachwytu co krytyki, a to już dość dziwna sytuacja.
Mnie osobiście szalenie przypadł do gustu styl graficzny. Byłam zachwycona tym, w jaki sposób Andrea Olimpieri prowadziła swoje kreski. Rysunki są jednocześnie siermiężne i proste, ale i cudownie rozmyte, co daje wrażenie jakoby postaci się ruszały. Nadawały więc tym niewielu w zasadzie dialogom życia.
Tempo tej opowieści jest tak dominujące i szalone, że właściwie nie ma tu czasu na głębszy oddech. Trudno więc czasem wczuć się w postać Maxima, bo są momenty, w których jego zachowanie jest nieadekwatne i niezrozumiałe. Poza tym dużo tu chaosu. Czasem Schwab podała na tacy zbyt wiele, a innym razem wręcz odwrotnie. Brakuje tu wyważenia i wycentrowania tej opowieści żeby była spójna.
Kłują tu w oczy potężne braki w fabule. Na przykład, czytelnik dostaje informację o magii i w zasadzie nie wie skąd ona się bierze. Rozumiem, że jest to prequel, ale kilka słów wyjaśnienia wprowadziłoby tu sporo porządku, a tak, komiks przeznaczony jest jedynie dla osób znających serię: Odcienie magii.
To powieść graficzna dla osób kochających Schwab, jej cykle, ale też dla wielbicieli komiksów i Doktora Strange'a.
Komentarze
Prześlij komentarz