Lubię czytać romanse, nie stronię od nich i też nie kategoryzuję. Zdarzają się opowieści ładne, napisane z rozmachem i literackim kunsztem, są też te, które czyta się jako przerywnik i traktuje jako odprężającą lekturę, ale są też takie, od których oczy ropieją, ale człowiek z jakąś perwersyjną przyjemnością brnie w te historie i z niedowierzaniem czyta, choć powinien odłożyć. W przypadku pierwszego tomu o słynnych amerykańskich hokeistach właśnie tak jest. Bolało, a czytałam, choć właściwie sama nie wiem dlaczego.
Historia rozpoczyna się dość banalnie. Rachel zapija smutki w barze, próbując opędzić się od natrętnego mężczyzny. Z pomocą przychodzi jej barczysty młodzieniec, który natychmiast ujmuje ją dowcipem, bezpośredniością i charyzmą. Jak można się spodziewać, lądują w hotelowym łóżku, ale mają tylko kilka godzin by nacieszyć się sobą, bo obiecują sobie, że więcej się nie spotkają. Po kilku miesiącach, Rachel otrzymuje intratny kontrakt i zostaje lekarką drużyny hokejowej, a tam, gra mężczyzna, z którym spędziła upojną noc. Romans wybucha z pełną mocą, ale kobieta zaczyna czuć coś do jego przyjaciela, a potem jeszcze do bramkarza...
Na tyle okładki napisano, że jest to burzliwy romans. To właściwie wyuzdany i nieprzewidywalnie sprośny romans, który łamie wszelkie granice. On ma szokować, ma wzbudzać w czytelniczkach poczucie wolności seksualnej i ma wzbudzać zazdrość. Ta wolność seksualna, mimo, że wynika z jakichś dawnych i niezabliźnionych jeszcze ran, ma być swego rodzaju katalizatorem, który pozwala funkcjonować w życiu codziennym i zawodowym.
Trudno tu skupić się na postaciach, które w porównaniu z bezprecedensową bohaterką, stają się miałkie i nijakie, mimo starań autorki by było inaczej. Trudno też mówić tu o jakimkolwiek głębszym sensie tej powieści, bowiem ilość intensywnych scen erotycznych przewyższa wszystko, a miłość, którą tak hojnie obdarza bohaterka swoich mężczyzn jak zwykle sprowadza się jedynie do uciech cielesnych.
Dziwaczna to książka bardzo.
Komentarze
Prześlij komentarz