Przejdź do głównej zawartości

Emily Rath – Pucking Around. Tom 1

 Lubię czytać romanse, nie stronię od nich i też nie kategoryzuję. Zdarzają się opowieści ładne, napisane z rozmachem i literackim kunsztem, są też te, które czyta się jako przerywnik i traktuje jako odprężającą lekturę, ale są też takie, od których oczy ropieją, ale człowiek z jakąś perwersyjną przyjemnością brnie w te historie i z niedowierzaniem czyta, choć powinien odłożyć. W przypadku pierwszego tomu o słynnych amerykańskich hokeistach właśnie tak jest. Bolało, a czytałam, choć właściwie sama nie wiem dlaczego.



Historia rozpoczyna się dość banalnie. Rachel zapija smutki w barze, próbując opędzić się od natrętnego mężczyzny. Z pomocą przychodzi jej barczysty młodzieniec, który natychmiast ujmuje ją dowcipem, bezpośredniością i charyzmą. Jak można się spodziewać, lądują w hotelowym łóżku, ale mają tylko kilka godzin by nacieszyć się sobą, bo obiecują sobie, że więcej się nie spotkają. Po kilku miesiącach, Rachel otrzymuje intratny kontrakt i zostaje lekarką drużyny hokejowej, a tam, gra mężczyzna, z którym spędziła upojną noc. Romans wybucha z pełną mocą, ale kobieta zaczyna czuć coś do jego przyjaciela, a potem jeszcze do bramkarza...

Na tyle okładki napisano, że jest to burzliwy romans. To właściwie wyuzdany i nieprzewidywalnie sprośny romans, który łamie wszelkie granice. On ma szokować, ma wzbudzać w czytelniczkach poczucie wolności seksualnej i ma wzbudzać zazdrość. Ta wolność seksualna, mimo, że wynika z jakichś dawnych i niezabliźnionych jeszcze ran, ma być swego rodzaju katalizatorem, który pozwala funkcjonować w życiu codziennym i zawodowym.

Trudno tu skupić się na postaciach, które w porównaniu z bezprecedensową bohaterką, stają się miałkie i nijakie, mimo starań autorki by było inaczej. Trudno też mówić tu o jakimkolwiek głębszym sensie tej powieści, bowiem ilość intensywnych scen erotycznych przewyższa wszystko, a miłość, którą tak hojnie obdarza bohaterka swoich mężczyzn jak zwykle sprowadza się jedynie do uciech cielesnych.

Dziwaczna to książka bardzo.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale stawia n