Czymże byłoby moje życie mola książkowego, gdyby nie fantasy ubarwione romansem? Ano byłoby nudne i przewidywalne, a tak jest ciekawe i... właściwie nadal przewidywalne. Ale przynajmniej barwniejsze dzięki fajnej opowieści.
Książka opowiada o Finestrze Alessie, która została wybrana jako wybawicielka ludu. W dniu, kiedy wyspę nawiedzi inwazja demonów, wraz ze swoim Fonte będzie musiała stawić im czoła, pokonując zło magią wzmacnianą przez partnera.
Wydawało się, że powieść ta, będzie skomplikowaną i wielopoziomową historią, w której główne skrzypce gra nowa terminologia, jakiej o dziwo jeszcze nie spotkałam oraz złożona i makabrycznie usłana trupem opowieść. Szybko jednak sprawa się wyjaśnia i po początkowych, dość trudnych wstępach następuje fabuła, którą łatwo przewidzieć, ale za to cieszy oczy i błyszczy tym, co w romantasy dobrze znane.
Mamy więc tu i przepowiednię, która wieszczy rychły koniec ludzkości mieszkającej na wyspie, ale i wybraną z tłumów Finestrę, która zabija dotykiem i tylko jeden mężczyzna jest w stanie okiełznać jej moc. Mamy tu też mnóstwo nawiązań religijnych i fanatycznych, które przeszkadzają i w zupełnie irracjonalny sposób niszczą bohaterkę. Jest tu też sporo o nacisku zewnętrznym, presji i życiu w samotności, która napędzana jest strachem.
Wszystkie więc te elementy dość sprawnie autorka połączyła, spięła to jeszcze gorącym, choć zakazanym uczuciem i stworzyła powieść, którą czyta się z dużą przyjemnością, jako przerywnik między poważniejszymi czy też trudniejszymi w odbiorze historiami. Polecam więc.
Komentarze
Prześlij komentarz