Przejdź do głównej zawartości

Corinne Michaels – On jest dla mnie

 Seria o braciach Arrowood zawładnęła polskimi czytelniczkami. Okazuje się, że złożona przed laty przysięga, że nigdy, ale to nigdy, żaden z czterech braci nie ożeni się, jest nieważna i nijak ma się do uczuć targających przystojnych mężczyzn. 



Przed Wami historia trzeciego z braci – Seana. Mężczyzna jest znanym sportowcem, który z olbrzymimi sukcesami gra w pierwszoligowej drużynie przy okazji powiększając swoje konto o rosnące zera na koncie. Jego przyjaciółka Devney, która pozostała w rodzinnym Sugarloaf nie chce przyznać przed sobą i resztą rodziny, że razem z Seanem stoją u progu miłości, która zawsze tliła się gdzieś między nimi.

To moja ulubiona część tej serii. Jest chyba najzabawniejsza ze wszystkich i główny bohater, mimo swojej pierdołowatości jest uroczy i pełen sprzeczności, co nadaje całej historii nieco wigoru.

Tę  książkę czyta się szybko i bez żadnych przeszkód. Wystarczy tak naprawdę kilka godzin wolnego czasu i z powodzeniem dobija się do ostatnich stronic z szerokim uśmiechem na paszczy i poczuciem miło spędzonego czasu. To bardzo odprężająca lektura, przy której nie trzeba myśleć i kombinować, a oddać się cudownym porywom serca.

Corinne Michaels jest mistrzynią w budowaniu napięcia pomiędzy dwojgiem ludzi. Lubi wodzić ich za nos, wystawiać na próby i manewrować nimi w tylko sobie znany sposób, kompletnie nie biorąc pod uwagę czytelników, którzy z nerwów zagryzają wargi. To dobry zabieg, bo jej książki, mimo, że łatwe i przyjemne  nie nudzą.

Polecam gorąco. Czytajcie na zdrowie i dla rumieńców na licu!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn