Przejdź do głównej zawartości

Maurice Leblanc – Arsene Lupin Dżentelmen włamywacz

 Agatha Christie miała swojego Herkulesa Poirota, Conan Doyle Sherlocka Holmesa, a Maurice Leblanc stworzył Arsena Lupina. Postać nie tyle wybitną, co intrygującą i szalenie ciekawą. Nazywany czasem dziewiętnastowiecznym Robinem Hoodem, choć oprócz okradania obrzydliwie bogatych ludzi, niewiele miał z nim wspólnego. Wróćmy więc do lektury, która od wielu dekad cieszy oczy i zachwyca kolejnych czytelników. A powrót do znanych i klasycznych książek, to arcyprzygoda.



Dżentelmen włamywacz to zbiór opowiadań o fircyku i bumelancie Arsenie Lupinie. Mężczyzna jest mistrzem w złodziejskim fachu, do tego kobieciarzem i niepoprawnym optymistą, a przy tym wszystkim posiada tyle uroku, że rzadko która kobieta potrafi mu się oprzeć. Żyje więc sobie z dnia na dzień, bezwzględnie rozprawiając się z pełnymi pychy bogaczami, bez skrupułów napełniając własne kieszenie.

Bardzo przyjemnie jest wrócić do klasycznych powieści sprzed lat, które są ponadczasowe i będą cieszyć oko czytelników jeszcze przez wiele lat. Lekkość z jaką autor tka kolejne wątki jest zachwycająca. delikatnie prowadzi czytelnika za rękę, opowiada pyszne historie i pozwala na reakcje zgodne z własnym sumieniem. A tych podczas czytania nie brakuje. Jest tu miejsce na drobne wzruszenia, odrobinę romantycznych uniesień, wszechogarniającą grozę, zaciekawienie, ale też serdeczny śmiech. 

Bohater jest wielowymiarowy i rześki. Kreowany na lekkoducha i złodzieja, a jednak z biegiem akcji wyrasta na niezłego analityka i logistyka, który potrafi wyprzedzić każdy ruch namierzonego celu i bezbłędnie go rozszyfrować. Nie oznacza to jednak, że jest nieomylny. Co to to nie. Często popełnia błędy, a przy tym zawsze jest mnóstwo śmiesznych sytuacji.

Błyskotliwości i sprytu może zazdrościć Leblancowi niejeden pisarz współczesny. Pochylcie się więc nad tą powieścią i sami przekonajcie. Wniesie w Wasze czytelnicze życie nieco świeżości i elegancji, a może nawet skłoni do sięgnięcia po inne klasyczne wydania. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...