Przejdź do głównej zawartości

Klaudia Bianek – Więcej serca niż rozumu

 Kiedy Klaudia Bianek bierze się za powieść z nurtu young adult, to czytelnik lubujący się w tego typu literaturze może być pewny, że po lekturze będzie czuł się ukontentowany. Ba! Będzie chciał więcej i więcej...



Powrót do cyklu "Jedyne takie miejsce" i znanych z wcześniejszych tomów bohaterów, jest nad wyraz udany. Tym razem jest to historia Krystiana i Marty, o których autorka wspominała w poprzednich tomach. Chłopak jest strażakiem oddanym swojej pracy, z traumatycznymi przeżyciami, a Marta jest miłą, młodą dziewczyną, która lubi się bawić i jest na etapie poszukiwania celu w życiu. Tych dwoje połączy uczucie gorące i pełne sprzeczności, ale zanim do tego dojdzie, opowieść wiele razy nieźle się pogmatwa.

Klaudia Bianek ma w sobie dar, który pozwala jej pisać o miłości lekko i przyjemnie. Nie są to jednak infantylne historie, o których zapomina się tuż po odłożeniu książki na półkę. Pisze mądrze i porusza zawsze tematy trudne, z którymi niełatwo sobie poradzić. Udaje jej się zawsze historię stworzyć tak, by była ciekawa, ale też żeby o niej myśleć i pamiętać.

To, co charakteryzuje jej książki to chemia łącząca bohaterów. Wszystkie wspólne sceny opisane są z takim wysublimowaniem i świeżością, że chętnie powraca się w myślach do czasów nastoletnich i wspomina swoje pierwsze zauroczenia i miłości. Bo przekaz jest bardzo uniwersalny. Powieści spodobają się i nastoletnim odbiorcom, i tym, którzy już ten czas mają już dawno za sobą. Są powłóczyste spojrzenia, przypadkowe muśnięcia dłoni, ale też zabawne i dodające pikanterii sceny. Nie brakuje tu ciętych ripost, sprzeczek i przekomarzanek, które nie tylko budują odpowiednie napięcie, ale też dają wstęp do pięknej relacji.

Cała ta seria aż kipi od uczuć. W każdej książce z tego cyklu czytelnik znajdzie coś dla siebie i jestem pewna, że  nie odklei się już od nich nigdy, bo do tych książek chętnie się wraca. Polecam, całym swym romantycznym sercem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...