Przejdź do głównej zawartości

Agata Czykierda-Grabowska – Felicja znaczy szczęście

 Uwielbiam powieści z nurtu YA. Mało ich na naszym rodzimym rynku literackim, a jeśli już są, to zwykle wypadają mdło i nijak, w porównaniu do ich odpowiedników zagranicznych. Kilka lat temu, przez zupełny przypadek trafiłam na książki Agaty Czykierdy-Grabowskiej i zachłysnęłam się jej stylem, lekkością budowanych zdań i solidnie przygotowaną fabułą. I po pochłonięciu w kilka godzin "Kiedy na mnie patrzysz", zaczęłam jak szalona zamawiać wszystkie powieści, które wyszły spod jej pióra i wierna  jestem do dziś.



Najnowsza powieść Agaty, to urocza historia dwojga młodych ludzi, którzy są skazani na miłość już od czasów przedszkolnych. Pomimo wielu zabawnych perypetii, wzajemnych przekomarzań, a nawet  rękoczynów do których dochodziło w dzieciństwie, los cały czas krzyżuje ich losy i pcha w swoje objęcia, mimo, że jedno z nich zaciekle się broni. Ale przed przeznaczeniem przecież uciec nie można...

To jedna z tych historii, które czyta się jednym tchem. Cudownie poprzeplatana retrospekcjami, dającymi czytelnikowi wgląd w życie bohaterów na przestrzeni lat. To też pełna zabawnych scen opowieść o pierwszych, dziecięcych zauroczeniach i tzw. końskich zalotach, które później zamieniają się w gorące uczucie.

Autorka ma niebywały talent to tworzenia pomiędzy bohaterami niewidzialnej, acz głęboko wyczuwalnej więzi, tzw. chemii. Ta nieprawdopodobna lekkość tworzenia historii miłosnych, przekłada się na odbiór, który dzięki takim zabiegom jest niemal namacalny. Uczucia buzują w czytelniczce, powodują wyrzut endorfin do tego stopnia, że mrowią palce. I wiedzieć należy, że nie jest to moje czcze gadanie, ani fałszywe pochlebstwa, a moje reakcje, które zawsze towarzyszą mi podczas lektury jej książek.

Polecam gorąco. To jedna z tych książek, która umili czas i przeniesie Was na cudownych kilka godzin do innego świata, pełnego zadziornych postaci i gorącego uczucia. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...