Przejdź do głównej zawartości

Renata Kosin – Wszystko będzie dobrze

 Wśród polskich powieści obyczajowych, których czytam bardzo dużo, szukam zwykle uniwersalności, kontaktów międzyludzkich, odrobiny czułości i czasem humoru. Wszystko to, zaserwowała  mi dziś Renata Kosin i pozwoliła na zajrzenie do życia jej bohaterów. Po kilku godzinach obcowania z nimi, poczułam się ukontentowana, odprężona i wyjątkowo radosna, bo to była przemiła historia.



Książka opowiada o losach Idy, która samotnie wychowuje niemal osiemnastoletniego syna. Do tego ma jeszcze dwie szalone i całkiem sprawne osiemdziesięcioletnie ciotki, psa łapserdaka, który nie słucha komend i jeszcze na domiar złego, na świecie rozpętała się pandemia, niosąc ze sobą nową rzeczywistość i problemy, z którymi trudno sobie poradzić. I jakby tych wszystkich rzeczy było mało, szalone ciotki chcą ją zeswatać, a Ida nawet nie wie, że miłość czeka tuż tuż.

Ubawiłam się setnie czytając tę książkę, bowiem przepełniona jest wieloma zabawnymi scenami, dodatkowo sowicie okraszonymi niewymuszonym poczuciem humoru, które koloruje je i nadaje sznytu. Postacie doskonale wywiązują się ze swoich ról, są kolorowe, żwawe i nieprawdopodobnie pyskate, a inteligentne dialogi toczące się pomiędzy nimi to wyjątkowa uczta dla oka.

Udały się autorce i postaci, i fabuła, ale też umiejscowienie tego całego chaosu w samym epicentrum pandemii. Początkowo  miałam obawy, że czytanie o tych trudnych kilku pierwszych miesiącach, w których jeszcze nie było wiadomo co i jak, będzie nudne, lub nawet trudne do przebrnięcia, ale Renata Kosin zrobiła to z taką klasą i polotem, tak że powieść właściwie czytała się sama.

To była cudowna historii ludzi i o ludziach. O ich problemach, wadach i zaletach. O przeżywaniu trudnych sytuacji, wychodzeniu z kłopotów, ale też o miłości. Tej rodzinnej, przyjacielskiej, ale też tej, wzbudzającej namiętność.

Polecam gorąco wszystkim miłośnikom obyczajówek i psotnych postaci, które nie pozwalają na nudę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...