Bardzo lubię krótkie powieści obyczajowe, które można przeczytać na raz, na przykład do dłuższej, popołudniowej kawki. Książkę Ilony Gołębiewskiej tak właśnie potraktowałam i połknęłam dziś.
Jest to opowieść o kobiecie – Lenie, która ponad dekadę wcześniej zakochała się w mężczyźnie niebezpiecznym, zamieszanym w wiele dziwnych interesów. Z tego burzliwego związku narodziła się córka, którą Borys, tuż po urodzeniu porzucił i nie odzywał się przez te wszystkie lata. Do czasu jednak, kiedy wrócił do Polski i rozpoczął próby odzyskania kobiet swojego życia.
Ta powieść miała bardzo dobry potencjał. Fajny romantyczny pomysł z powrotem kochanka sprzed lat i do tego kilka plot twistów, w które zamieszani byli inni mężczyźni. Wszystko to okraszone jako taką historią i umiejscowione w odpowiednim czasie i przestrzeni. Do tego przemyślany morał, bo też się pojawia i stawianie głównej bohaterki w trudnych sytuacjach. To był naprawdę solidny fundament pod budowę dobrej obyczajówki i widać było ogrom pracy włożonej, by to doprowadzić do końca. Wszystko jednak popsuły dialogi. Już dawno żadne rozmowy nie doprowadziły mnie do szewskiej pasji. Były mdłe, nijakie, przepełnione pustymi frazesami i zwrotami oraz mnóstwem zupełnie niepotrzebnych informacji. Sprawiało więc to wrażenie jakby były sztucznym wypełniaczem treści, a nie ilustracją do danej sceny. I to niestety położyło tę historię ostatecznie. Żal tej opowieści. Bardzo.
Jeśli więc jesteś fanką/fanem Ilony Gołębiewskiej, to pewnie książka przypadnie ci do gustu, jeśli jednak szukasz fajnej powieści obyczajowej i odrobiny romansu, to znajdziesz to tu tylko połowicznie, bowiem fabuła i sceny są w porządku, ale dialogi psują jej odbiór.
Komentarze
Prześlij komentarz