Przejdź do głównej zawartości

Angie Hockman – Potyczki w raju

 Taka właśnie lektura była m potrzebna. Lekka, przyjemna i wyjątkowo zabawna. Kilkukrotnie przywodziła mi na myśl film z Sandrą Bullock  "Narzeczony mimo woli", a to dodatkowo podsycało moje zainteresowanie. To był dobrze spędzony czas i chętnie bym wróciła do tej poplątanej, miłosnej historii.



 Dwoje ludzi, pracujących w jednej firmie, mimo, iż nie mają ze sobą kontaktu bezpośredniego, nie bardzo za sobą przepada. Sytuacja zaognia się jednak błyskawicznie, kiedy oboje ostrzą sobie kły na awans. I tu dochodzi do konfrontacji, która jak się później okazuje jest punktem zwrotnym w ich życiu i zmianą, której się nie spodziewali.

Wydawać by się mogło, że to powieść sztampowa, jednak summa summarum, rozwija się tak ciekawie i z rozmachem, że można przymknąć na to oko. To była urocza, pełna cudownych pyskówek i utarczek powieść, przy której wybuchy śmiechu pojawiały się szybciej niż kolejny rozdział, a to już oznacza, że autorka ma wyjątkowe poczucie humoru i operuje nim niczym wprawny chirurg.

Byłoby pewnym niedomówieniem, gdybym nie wspomniała też o ważnym tle ekologicznym, które cały czas towarzyszyło bohaterom i solidnie podpierało warstwę fabularną. Dzięki temu czytelnik miał szansę dowiedzieć się, mimo, że nie było to nahalne wskazanie, jak bardzo przyczyniamy się do niszczenia świata.

To, co też zachwyca, to zwrócenie uwagi na relacje międzyludzkie, na to, jak ważna dla każdego człowieka jest przyjaźń, miłość i wzajemne wsparcie, i, że to zawsze powinno działać dwutorowo. Trzeba brać z tych relacji jak najwięcej i czerpać z nich siłę, ale też dawać ile tylko się da.

Bardzo polecam. Powieść zachwyca lekkością, wakacyjnym klimatem i oczywiście uczuciem rodzącym się pomiędzy bohaterami, ale też bawi i zwraca uwagę na kilka istotnych dla czytelnika spraw. Czytajcie, nie tylko w wakacje!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...