Przejdź do głównej zawartości

Nadia Hashimi – Afgańska perła

 Sytuacja kobiet w Afganistanie nigdy nie była dobra. Ba, kraj ten figurował na liście jako jeden z najgorzej przestrzegających prawa kobiet. Po 2001 roku, ta sytuacja poprawiła się na tyle, że kobiety mogły się uczyć i obejmować stanowiska. Niestety kilka miesięcy temu, sytuacja zmieniła się diametralnie i teraz są traktowane potwornie, bez szacunku, a wszelkie przejawy buty lub przeciwstawiania się obecnie panującym zasadom, karane są straszliwie, nawet śmiercią.



Książka Nadii Hashimi nie traktuje jednak o czasach teraźniejszych, ale przedstawiona jest z dwóch perspektyw. Czas, w którym obserwujemy losy afgańskich kobiet, sięga XIX wieku i snuje się aż do współczesności. I w żadnym z tych czasów nie były one traktowane na równi z mężczyznami. I choć powieść opowiada o przygodach i podążaniu za marzeniami, to jednak pełno w niej informacji potwornych i niesprawiedliwych porównań.

Kultura Bliskiego Wschodu jest niezwykle pasjonująca, i choć wielokrotnie boli bardziej, niż inne, to jednak czytam z zapartym tchem. Bardzo wiele w książce Hashimi mówi się o posiadaniu męskiego potomka, ale też o tym, że jeśli się to nie uda, to rodzina postrzegana jest jako słaba. Dużo tu też o tym w jaki sposób traktuje się kobiety i przede wszystkim co o nich myśli, a to już są bardzo niewygodne i bolesne tematy.

Ta książka porusza wszystkie głęboko skrywane uczucia. Począwszy od smutku, poprzez poczucie niesprawiedliwości i bezbrzeżną złość. To naciskanie na rozdrapane rany i posypywanie ich solą. To dopingowanie kobietom w męskim i przesyconym testosteronem świecie, w którym nie ma dla nich miejsca. 

Powieść Hashimi drży od emocji, pachnie przyprawami, upiększa kolorami i fascynuje. Napisana jest z rozmachem i wyjątkową dbałością o szczegóły, a te skłaniają do myślenia i rozkładania wszystkich scen na czynniki pierwsze. I tylko jedno przychodzi mi do głowy po przeczytaniu tej książki:

Dla kobiet z Zachodu wolność jest prawem!
Dla kobiet afgańskich wolność to podbój!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...