Przejdź do głównej zawartości

I. M. Darkss – Piekielny ochroniarz

  Sama tego chciałaś!  Mruknęłam do siebie, klepiąc się ze złości w potylicę i próbując się przed sobą usprawiedliwiać, że wzięłam tę książkę na tapet, bo przeczytałam opis i pomyślałam, że nie będzie tak źle. Że przecież to romansidło na lato i będzie trochę miziania, trochę fochów, a ostatecznie skończy się zaręczynami. I to przecież wcale nie tak, jak z niemieckimi pornosami, które rodzicielki oglądały, bo myślały, że na końcu bohaterowie wezmą ślub... Ot, ja głupia, dałam się wciągnąć w erotyczne bagienko, dodatkowo zabarwione solidną dawką życiowego nieogarnięcia i aktów przemocy.



Początek niósł nadzieję, że fabuła się nieźle rozkręci, bo tracąca łączność z bazą młoda dziewczyna, sączy winko nad brzegiem jakiegoś wodnego akwenu i dość zabawnie gada z... kaczkami. Do momentu jednak, kiedy dołącza do niej piekielnie przystojny mężczyzna, któremu jak to zwykle bywa, rozsadza majty na sam widok naprutej jak bela dziewczyny. I choć te pyskówki były bardzo zabawne, a potem kapitalnie pierdołowata bohaterka pokazała czym się zajmuje i autorka dawała szansę fabule, to jednak totalnie się wykrzaczyła na zakręcie i rozmemłała tę dobrze zapowiadającą się historię w pogniecionej pościeli, uścisku ciał i pożądaniu, którego człowiek nie dałby rady znieść.

No i dalej potoczyło się to sztampowo i dziwnie, nie dając mi szans na poznanie bohaterów, a jedynie domyślanie się cóż ten krewki mężczyzna wyprawia, z czego żyje i dlaczego wiecznie kręci się koło młodej dziewczyny. Zamiast tego, autorka zaserwowała więc dogłębna analizę wzorowego seksu oralnego i poświęciła temu więcej miejsca niźli swoim bohaterom, którzy bledli tu szybciej niż przeciętny Polak przy dystrybutorze.

Cóż więc można tu powiedzieć więcej? No, skiepściło się to sromotnie, a mogła z tego wyjść całkiem rześka komedia pomyłek z odrobiną pieprzu. Szkoda.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...