Przejdź do głównej zawartości

Eugenia Kuzniecowa — Wróżby to rzecz zimowa

 Kiedy skończyłam czytać książkę Kuzniecowej, zastanawiałam się długo w jaki sposób mam o niej opowiedzieć, by moje słowa nie były pompatyczne lub patetyczne. Postanowiłam więc zrobić to zgodnie z uczuciami, które towarzyszyły mi podczas lektury. Postaram się więc to zrobić jak najsubtelniej potrafię.



Jana jest etnolożką z Kijowa i wraca właśnie na ukraińską wieś, by badać dawne ludowe wróżby. Ten powrót jest jednak czymś więcej niż naukową wyprawą. To swego rodzaju podróż w głąb pamięci i emocji, w świat, w którym przeszłość wciąż pełna jest codziennych gestów, pachnie chlebem, brzmi rąbanym na opał drewnem...

Musi jednak wybrzmieć, że a niezwykła powieść nie jest nostalgiczną baśnią o wiejskim życiu. To książka o współczesnej Ukrainie i o kruchości istnienia w cieniu niepokoju i wojny, ale też o tym, jak w niepewnych czasach człowiek szuka sensu w najmniejszych przejawach dobra. Kuźniecowa pisze o świecie, który zdaje się chwiać, ale właśnie w tej chwiejności odnajduje siłę. „Wszystko, co mamy, to te dni” zdaje się mówić autorka. I te dni, choć niepewne, mogą być szczęśliwe.

Język powieści jest miękki i sugestywny, plastyczny, pełen obrazów, które zostają pod powiekami, jest w nim coś z liryzmu dawnych podań, a jednocześnie coś bardzo współczesnego, jakaś taka czułość do codzienności, która staje się formą oporu wobec panującego chaosu.

Nie jest to tylko opowieść o miłości i magii, lecz także o pamięci ludzkiej, w której tkwią i żyją echa dawnych zaklęć i prastarych obrzędów. To swego rodzaju oddech od współczesności, ale i zderzenie światów, w których człowiek potrzebuje rytuałów pozwalających zrozumieć sens istnienia.

Ta historia jest niezwykle delikatna, pełna czułości, ale wynika ona z mądrości i doświadczenia autorki, która z takim pietyzmem obserwuje życie w jego najprostszej formie. Bohaterowie nie są herosami, lecz ludźmi z krwi i kości, którzy próbują przetrwać zimę, zarówno tę zewnętrzną, jak i tę, która czasem osiada w środku duszy. To książka o miłości, która nie potrzebuje wielkich słów i o nadziei, która przychodzi w ciszy. 

Kiedy kończy się świat, kochamy najmocniej.

Przepiękna, urzekająca, bolesna i pełna trafnych spostrzeżeń powieść!



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...