Przejdź do głównej zawartości

Jan Mazurek – Franz. 44 ceny z życia Franciszka Smudy

Jestem córką zapalonego fana piłki nożnej, a w moim rodzinnym domu mecze były niemal świętem. W każdym pokoju słychać było komentatorów krzyczących z telewizora, tatę analizującego ustawienia i dyskutowania właściwie z samym sobą o formie piłkarzy, a ja, chcąc nie chcąc, nasiąkałam tym światem. Znałam nazwiska, wyniki, hymny klubów. Ale o Franciszku Smudzie wiedziałam niewiele, gdzieś między anegdotą o jego słynnym temperamencie a wspomnieniem Euro 2012. Do czasu...



I rzec muszę na samym początku, że nie jest typowa biografia. Mazurek zbudował swoją opowieść z czterdziestu czterech scen, trochę jak z filmowych kadrów, które razem tworzą barwny, wielowymiarowy portret człowieka z krwi i kości. Franciszek Smuda był czterdziestym czwartym selekcjonerem reprezentacji Polski i już ta liczba symbolicznie spina całość, ale zanim został „Franzem”, którego kibice pamiętają z linii bocznej podczas Euro 2012, przeszedł drogę, której scenariusz mógłby zawstydzić niejednego bohatera sportowego filmu.

Nie miał matury, na emigracji czyścił zbiorniki po ropie i tapetował mieszkania. Wydawałoby się, że to  życiorys ciężko pracującego emigranta, a jednak ten sam człowiek rywalizował z Pelém (choć to niepotwierdzone), obstawiał wyścigi konne z George’em Bestem i przyjaźnił się z Kazimierzem Deyną. To właśnie te kontrasty wrzucił tu autor z niezwykłą precyzją i czułością oraz reporterskim zmysłem.

Trzeba przyznać, że autor nie idealizuje tu swojego bohatera, nie tłumaczy jego błędów, nie wybiela ostrych słów, nie zamiata pod dywan trudnych momentów. Smuda w tej książce bywa porywczy, uparty, czasem nieprzewidywalny, ale też lojalny, szczery i prawdziwy. Takiego Franza pamiętają kibice, zawodnicy i dziennikarze, którzy mieli okazję usłyszeć jego donośny głos z ławki rezerwowych.

Jest to przede wszystkim opowieść o człowieku, który całe życie grał va banque. Historia o trenerze, który wprowadził Widzew Łódź do Ligi Mistrzów, budował potęgę Wisły Kraków, a w Lechu Poznań trenował młodego Roberta Lewandowskiego, ale to również historia o Polsce lat 70., 80. i 90. o zmianach, które przetaczały się nie tylko przez stadiony, ale i przez całe społeczeństwo.

Dla mnie, wychowanej w cieniu stadionowych emocji, ta książka stała się czymś więcej niż tylko sportową biografią. To opowieść o pasji, o przekraczaniu własnych ograniczeń i o tym, że sukces nie zawsze jest prostą drogą w górę. Jan Mazurek wykonał doskonałą pracę, i legendarnego niemal „Franza” przedstawił szalenie ciekawie, przede wszystkim jako człowieka niełatwego, ale zawsze autentycznego.

To książka zarówno dla fanów piłki nożnej, jak i dla tych, którzy tak jak ja po prostu lubią dobre historie o ludziach, idących pod prąd. A poza tym, już wiem co kupię tacie na gwiazdkę.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...