Przejdź do głównej zawartości

Magdalena Witkiewicz – Na ratunek babci

 Powoli zbliża się czas, kiedy w centrach handlowych, na ulicach miast i domach, zaczną pojawiać się świąteczne dekoracje, a z głośników popłyną dźwięki nieśmiertelnego Jingle bells albo Last christmas. Zanim jednak ten czas nastanie, teraz już można cieszyć się  bożonarodzeniowymi propozycjami literackimi. I choć niektóre błyszczą taką ilością brokatu, jakby wszystkie lapońskie elfy naraz się nim rozkichały, to warto zajrzeć też w książki, w których po prostu lśni dobro. Dziś więc propozycja od autorki znanej ze szczęśliwych zakończeń.



Magda Witkiewicz przyzwyczaiła swoich czytelników do mądrych, dobrych i otulających powieści. Nie ma na mojej półce książki jej autorstwa, która nie byłaby dla mnie ważna. Każda z nich ma w sobie coś, czego w danym momencie mi potrzeba i wiem, do której w odpowiednim czasie wrócić, by dodała mocy, otuchy, albo zaserwowała mentalnego kopniaka.

Dziś o trzeciej części, wyjątkowo zabawnego i wprawiającego w rechot cyklu o pensjonariuszach domu spokojnej starości Happy End, oraz młodych małżonkach, prawie małżonkach i pewnej wyjątkowo rezolutnej dziewczynce, która zrobi wszystko żeby uratować babcię.

Nie zawiodłam się ani na jotę. Tę powieść czyta się jednym tchem, nucąc w głowie kolędy. Nie będę oryginalna, jeśli napiszę, że to wyjątkowo ciepła i mądra opowieść o miłości, oddaniu i wartościach, które mam wrażenie są powoli wypychane z codziennego życia. Być może piękne, choć dość niebezpieczne zachowanie małej dziewczynki da do myślenia i wskaże co w życiu jest najważniejsze. A może bezinteresowna dobroć i odpowiednie traktowanie byłego więźnia, skłoni do przemyśleń? 

I żeby nie było, że ta powieść patosem stoi, to wspomnę jeszcze o nietuzinkowym poczuciu humoru autorki, która wyjątkowo plastycznie i zabawnie opowiada o jesieni życia. Co ja gadam? Średniowieczu przecież, średniowieczu.

Książki Magdy Witkiewicz mają jedno zadanie. Jest ono banalnie proste, ponieważ polega na tym, żeby czytelnik poczuł się lepiej, uwierzył, że tuż przed Bożym Narodzeniem dzieją się cuda i że warto w nie wierzyć. No i po lekturze zaczyna się mieć nadzieję na ten cud! Polecam!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...