Przejdź do głównej zawartości

Grażyna Jaromin-Gałuszka – Magnolia

Zdarza się, że pod wpływem pewnych trudnych życiowych problemów, człowiek zmuszony jest do zmiany swojego życia o sto osiemdziesiąt stopni. Czasem jest to zmiana na złe, a czasem na lepsze. Tego nie wie się nigdy. Zmiana jednak, wymaga czasu, nierzadko poświęcenia i wiary, że się uda, a zyski są nieproporcjonalnie wysokie.
Dziś o tym, że warto być szczęśliwym i dać sobie szansę.



Rzecz opowiada historię Filipa Spalskiego, pilota, który przez całe życie uciekał w przestworza. Latanie było jego pasją, azylem i ucieczką, ale też, jak się okazuje powodem utraty wszystkiego, co naprawdę ważne. Kiedy po jednym z rejsów przez Atlantyk wraca do pustego domu i dowiaduje się, że jego żona odeszła, mężczyzna nagle traci grunt pod nogami. Zostaje sam, bez rodziny, bez przyjaciół, bez celu. Zrozpaczony rusza w podróż, która z czasem staje się wędrówką w głąb samego siebie. Los prowadzi go do Bieszczad, krainy ciszy, mgieł i ludzi, którzy żyją w rytmie natury. Tam właśnie, na nieczynnej stacji kolejowej, spotyka mężczyznę podobnie zagubionego jak on. Kupuje od niego zniszczoną knajpę o nazwie „Magnolia” i rozpoczyna żmudny proces "odżywania", jest to bowiem miejsce, które stanie się jego nowym domem, przystanią i początkiem przemiany.

Jakaż w tej powieści jest wspaniała galeria niezwykłych kobiecych postaci, które są pracownicami baru. Są pełne delikatności, wewnętrznej siły i mądrości i pomagają Filipowi odnaleźć sens życia. Każda z nich niesie własną historię, a ich losy splatają się w subtelną opowieść o przebaczeniu, nadziei i odradzaniu się po życiowych katastrofach.

Autorka z czułością i realizmem opisuje codzienność bieszczadzkiej prowincji, miejsca, gdzie czas płynie wolniej, a ludzie wciąż mają odwagę rozmawiać ze sobą bez pośpiechu. Jej język jest ładny, ale pełen emocji i poetyckich obrazów. W tle tej opowieści pobrzmiewa melancholijna nuta, jakby echo dawnego świata, w którym ważniejsze od prędkości było zrozumienie drugiego człowieka.

„Magnolia” to książka o utracie, ale też o drugiej szansie, o życiu w zgodzie ze sobą. O tym, że nawet z największego kryzysu można się podnieść jeśli tylko znajdzie się odrobinę dobra i ciepła w innych ludziach. Każdy z nas ma swoje Bieszczady, do których czasem musi uciec, by odnaleźć siebie na nowo.

To powieść nastrojowa, pełna emocji, refleksji i wiary w człowieka. Idealna na długie jesienne wieczory dla tych, którzy wierzą, że nigdy nie jest za późno na nowy początek. Wspaniała!



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...