Przejdź do głównej zawartości

Jerzy Antczak — Serce Chopina, czyli węzeł gordyjski

Miłość, talent i nieśmiertelność, czyli trzy słowa, które wypowiedziałabym myśląc o Fryderyku Chopinie.  Od dwóch stuleci jego muzyka nie cichnie, wciąż niesie w sobie melancholię polskich krajobrazów, wspomnienie utraconej ojczyzny i tę delikatną, niemal nieziemską wrażliwość, której nie sposób opisać słowami. Chopin nie potrzebował wielkich gestów, wystarczyła mu jedna nuta, by opowiedzieć o miłości, cierpieniu i wieczności, ale, żeby ta nuta wybrzmiała, potrzebował odpowiednich bodźców, a tych miał aż nadto.



Antczak to reżyser znany z wielu polskich produkcji. Bo kto nie oglądał choć raz "Nocy i dni" czy "Chopin. Pragnienie miłości"? Tym razem jednak, zamiast kamery trzyma w dłoni pióro i pisze tak plastycznie i przekonująco, że dech zapiera. Kadruje sceny z życia i pośmiertnej legendy Chopina, łączy je z literackim kunsztem i emocjonalną prawdą. Jak gdyby sam autor próbował rozsupłać tytułowy „węzeł gordyjski” i połączyć życie i śmierć, sztukę i ciało, pamięć i zapomnienie.


Główną bohaterką jest Ludwika, siostra kompozytora, która po śmierci brata bierze na swoje barki zadanie niemal święte: ocalić jego serce i przywieźć je do Polski. Antczak prowadzi ją przez labirynt carskich zakazów, kościelnych zastrzeżeń i własnych wątpliwości. Władza nie sprzyja jej misji, a prawo kanoniczne pozostaje bezlitosne, bo przecież Chopin, choć geniusz, świętym nie był. Autor w tych zmaganiach dostrzega dramat człowieka wobec bezdusznych instytucji, ale też poetykę uporu, który pozwala artystom tworzyć mimo wszystko.

Powieść pulsuje emocjami, chwilami jest liryczną, chwilami niemal mistyczna. Każdy rozdział jest jak preludium, każdy dialog jak muzyczny temat, który powraca w innej tonacji. Antczak nie tylko opowiada historię, on ją komponuje. Jego proza, bogata w metafory, pełna jest rytmu i pauz jakby każde zdanie miało własne tempo rubato.

Nie sposób nie odczytać w tej powieści osobistego tonu autora. To książka człowieka, który rozumie, czym jest miłość do sztuki i jaka to cena. Antczak splata historię z legendą, fakt z fikcją, muzykę z literaturą. W efekcie powstaje powieść o sercu prawdziwym, które spoczęło w filarze Świętego Krzyża, lecz także o sercu twórczym, które bije dalej w ludziach, gdy słyszą pierwsze takty etiudy lub poloneza.

To opowieść o miłości, pamięci i trudzie ocalenia piękna w świecie, który często nie rozumie jego wartości. Lektura tej książki przypomina słuchanie muzyki: nie można jej czytać w pośpiechu. Trzeba się jej poddać jak melodiom Mistrza, które, choć dawno zapisane, wciąż potrafią poruszyć najgłębsze struny duszy. Piękna, oniryczna i poruszająca powieść.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...