Przejdź do głównej zawartości

Victoria Hislop – Wyspa

 Zaczytywałam się w powieściach Lucindy Riley. Niestety, nie będę już mogła przeczytać nic nowego tej autorki i pozostanie mi wracać do powieści, które już znam. Cieszę się jednak, że znalazłam zastępczynię i wartościowe, pięknie napisane książki będą nadal królowały w mojej bibliotece. Victoria Hislop to moje odkrycie tego roku i chętnie o jej książce opowiem.



W powieści przenosimy się do Grecji, gdzie na jednej z wysp, w odseparowaniu od reszty społeczeństwa, toczyło się życie. Mowa tu o Spinalondze, wyspie, na którą zsyłano osoby chore na trąd. Ludzie żyli tam w doskonałych warunkach, w coraz doskonalszej infrastrukturze i w nowych rodzinach, które zakładali. Jest to historia rodziny młodej Alexis, na przestrzeni lat, która do Grecji przyjeżdża z ciekawości i chęci poznania rodzinnych stron matki.

Cóż to była za wspaniała opowieść! Miejscami snuje się z wolna, wprowadzając czytelnika w cudowne greckie klimaty, opisując przyrodę i architekturę z olbrzymią dokładnościach. Czasem fabuła zapętla się też i nurkuje w meandrach wspomnień, wyciągając z ich czeluści historie, które zaskakują, ale też zachwycają i zwracają uwagę na ważne sprawy.

Oprócz wspaniałych i naprawdę wartościowych historii, czytelnik ma szansę zapoznać się też z zasadami bezpieczeństwa stosowanymi przez grecki rząd, z przymusowym zsyłaniem ludzi na Spinalongę i bezwzględnym przestrzeganiu zasad. Niechlubna historia Grecji, która będzie długo wspominana i nie zapomni się o niej nigdy!

Nie jest to lekki romans do kawki, a cudowna, wielopoziomowa i złożona powieść obyczajowa, w którą autorka wplotła ważny element historyczny. Książka nie jest przekombinowana, fabuła skupia się na kontaktach międzyludzkich, społeczeństwie, które powstało na wyspie, uczuciach i przypadłości, która towarzyszyła ludziom na co dzień. Chorobie, która zabierała stopniowo zdrowie i wyniszczała organizm.

To jedna z wartościowszych książek, które do tej pory przeczytałam. Pięknie napisana. Ważna i mądra. Polecam!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn