Przejdź do głównej zawartości

Dorota Majewska i Aleksandra Prykowska – Łączniczka "Zośki"

 Historia drugiej wojny światowej to jej uczestnicy. Nie tylko ci wyniesieni na piedestał, odznaczeni za zasługi na rzecz Polski, odważni i butni, ale też cisi bohaterowie potwornych zdarzeń, które miały miejsce kilka dekad temu. Dziś o łączniczce batalionu "Zośka", Danucie Rossman de domo Zdanowicz.



Wspomnienia skreślone dłońmi Doroty Majewskiej i Aleksandry Prykowskiej, to nie tylko reportaż o tej niezwykłej kobiecie. To przede wszystkim encyklopedia wiedzy o uczestnikach Powstania Warszawskiego, luźnych dywagacjach o życiu, o decyzjach podejmowanych przez dowództwo, to też historia o wyborach i ich konsekwencjach, ogromnym zaufaniu do drugiego człowieka, patriotyzmie i nieprawdopodobnej odwadze.

W tej książce zachowano pewien rytm. Zdawać się może, że zapisywano kolejne rozdziały tak, jak biegły myśli Danuty Rossman. Nie ma tu zachowanej chronologii, czasem opowieść "przeskakuje" z czasów przedwojennych do schyłku wojny, a czasem czasy powojenne przeplatają się z anegdotami powstańczymi. Nie jest to jednak chaotyczny zabieg. Dzięki temu, czytelnik ma wrażenie, jakby rozmawiał z bohaterką na żywo, popijając przy tym gorącą herbatę.

Ta opowieść jest jak najciekawszy pamiętnik. Mamy tu i pewną sielskość i beztroskę, w czasach, kiedy nie było okupanta, ale mamy też grozę i strach, wypełzający z każdej strony w momencie ostrzeliwania i bombardowania Warszawy, wszechobecnych łapanek, potwornych przesłuchań w siedzibach Gestapo i dowodów na to, że niezłomność i odwaga przynoszą efekty.

Danuta Rossman pięknie opowiada o Szarych Szeregach, tajnych kompletach, walce w podziemiu i pracy, która wykonywała jako łączniczka. Jest wspaniałym przykładem dla innych. Doskonale znała struktury AK i rozumiała, że skuteczność można osiągnąć jedynie wtedy, kiedy wszyscy będą jedną drużyną. Jest to jednak opowieść pozbawiona patosu i wzniosłych słów. To historia życia i niegasnącej nadziei na lepsze jutro.

Ta książka to też głos kobiet walczących. Dzielnych, szalenie odważnych i mierzących się na co dzień z olbrzymim niebezpieczeństwem. To mądra i niezwykle wzruszająca historia o kobietach, które w tej wojnie straciły wszystko i wszystkich, o samotności i drodze do zdrowienia, o chęci posiadania rodziny i przeciwnościach losu, które nie skończyły się z ostatnim dniem wojny.

"Łączniczka" to wartościowa i ważna pozycja, którą czyta się jednym tchem. Wyjaśnia mnóstwo spraw, wskazuje odpowiednią drogę i zmusza człowieka do myślenia: co by było gdyby...


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn