Przejdź do głównej zawartości

Catriona Ward – Ostatni dom na zapomnianej ulicy

 Bywa, że po przeczytaniu książki, czytelnik nie wie co ze sobą zrobić. Niby odkłada ją na półkę, zakładając, że zakończył historię, ale ta nie daje o sobie zapomnieć i cały czas wraca jak bumerang. Ostatni dom na zapomnianej ulicy namieszał mi w głowie do tego stopnia, że nim o tej powieści zaczęłam pisać, musiałam ją dokładnie przeanalizować. I mimo długich dysput z samą sobą nie doszłam do żadnej konkluzji, bo o tak niejednoznacznej i skomplikowanej książce nie da się opowiedzieć wprost.



Cała historia rozpoczyna się od tego, że jest potencjalny morderca i jest opowieść o porwanym dziecku. I niby od początku wiadomo, jak powinna potoczyć się fabuła, ale autorka daje czytelnikowi pstryczka w nos i gmatwa wątki tak, że zaskoczenie miesza się z przerażeniem.

Tę oryginalną w swym przekazie powieść czyta się z pewnym niepokojem. Momentami odnosiłam wrażenie jakbym oglądała któryś z filmów Hitchcocka i wpadła w sam środek skomplikowanej fabuły. Nic tu bowiem nie jest idealne. Czasem nawet wydawało mi się, że do siebie nie pasuje, że w kolejne sceny wkrada się chaos, a potem nagle okazywało się, że jednak sprawa się wyjaśnia i rzuca nowe światło na kilka spraw.

Autorka umiejętnie i z wielką wprawą szarpie czytelnika za wszystkie sznurki odpowiedzialne za emocje. Robi to tak dobrze, że podczas lektury człowiek dosłownie aż od nich kipi. Jednocześnie sprzyja bohaterom i ich oskarża, czasem z nich kpi, a innym razem jest pełen empatii.

Ta książka robi z czytelnika jedną wielką emocjonalną, drżącą istotę, która po przeczytaniu jej do końca nie wie nawet jak się nazywa i co się właściwie wydarzyło.

To dziwny, bardzo kunsztownie napisany thriller psychologiczny, który wyciąga z człowieka wszystkie instynkty. Nawet te głęboko skrywane. Dajcie się namówić na tę podróż po własnych obawach i wadach, które w każdym człowieku drzemią.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...