Przejdź do głównej zawartości

Katarzyna Mak – Asystentka szefa

 Sądziłam, że po boomie na 50 twarzy Grey'a i szaleństwie, które rozpętało się tuż po premierze książki, minął już czas, kiedy autorki romansów sugerowały się tą historią. A tu guzik! Nie dość, że Katarzyna Mak często do niej nawiązywała, to jeszcze usiłowała machnąć sobie kopię Kryszcziana w skali jeden do jednego i wyszło to wszystko kulawo, albo nawet bardziej.



To, że historia jest sztampowa, możecie już się domyślać. On jest najbogatszym polskim przedsiębiorcą, ona, głupiutką i naiwną młodą kozą tuż po studiach, która daje się namówić na pracę zamiast jej przyjaciółki. Oczywiście myli piętra i trafia nie tam gdzie trzeba. Niemal w sekundę otrzymuje posadę, drugiego dnia jedzie z przełożonym do Paryża, tam traci z nim dziewictwo i po kilkunastu godzinach znajomości zakochuje się bez pamięci.

Odnosiłam wrażenie, że autorka nie wysiliła się. Nie chciała lub nie mogła wytężyć umysłu, żeby poprowadzić tę historię w innym kierunku. To nie jest tylko podobieństwo do Grey'a, ale też wspominanie go raz po raz w niektórych miejscach i perfidne zrzynanie niektórych elementów, a nawet całych scen.

Między bohaterami brakuje emocji. Pożądanie, złość, radość, nawet próba wymiany zdań, wszystko to wypada mdło i płasko, nie ma w tej relacji ani ognia, ani charakteru. Do tego dorzucić trzeba jedne z gorszych dialogów, które czytałam. Oderwane od fabuły, dziwne, mało celne pyskówki, głupiutkie kwitowanie przez bohaterkę, mało inteligentym: – ja... oraz niezrozumiałe reakcje bohaterów i ich zupełnie kuriozalne decyzje.

To jedna z gorszych książek tego roku. Aż przykro.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...