Przejdź do głównej zawartości

Sarah Haywood – Kaktus

 Powieść, która przedstawiana była jako komedia romantyczna i zapowiadała się dobrze, okazała się być książką obyczajową o życiu. Wyobrażałam sobie Bridget Jones, a otrzymałam Minervę McGonnagall, choć może ciut młodszą.



Mamy tu opowieść o kobiecie, Susan, która nade wszystko ceni sobie niezależność. Wiedzie poukładane życie, ma dobrą pracę i nie zamierza nigdy wiązać się z żadnym mężczyzną. Jej dalekosiężne plany, komplikuje fakt, iż kobieta zachodzi w ciążę, musi uporać się ze śmiercią matki, a na dodatek wszcząć postępowanie sądowe wobec brata, który prawdopodobnie wykorzystał demencję matki do zapisania w testamencie rodzinnego domu.

Trzeba przyznać autorce, że nie pędziła z fabułą. Lekko snuła swoją opowieść, dokładnie opisując wszelkie niejasności i opowiadając o bohaterach. Nie pomijała żadnych faktów, ważne dla niej były nawet najdrobniejsze szczegóły, więc nie żałowała czytelnikowi długich i wielostronicowych opisów. Z jednej strony zabieg ten był potrzebny, by zrozumieć postępowanie Susan, z drugiej jednak, czasem powodował ziewanie.

Nie ma tu też zbyt wielu dialogów. Jeśli już są, to ociekają sarkazmem i ironią typową dla Anglików, mogą być nawet odbierane jako przyciężkie żarty, ale w nieznacznym stopniu.

To nie była zbyt wymagająca lektura. Ot, kompendium wiedzy o łamaniu stereotypów i burzeniu murów, które czasem budujemy wokół siebie. To też próba pogodzenia się z przeszłością i umiejętność pracy nad sobą i swoimi problemami. To też swego rodzaju nauka uczenia się drugiej osoby i otwierania serca.

Jeśli macie ochotę na lekką obyczajówkę, z fajną, choć przewidywalną fabułą, to będzie to książka odpowiednia dla Was.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn