Zastanawiałam się ostatnio, co nowego u mości Bednarka. Odpowiedź przyszła dość niespodziewanie w postaci nowej książki i jednoznacznie wskazała na fakt, że autor nadal nurza ręce we krwi, ale tym razem zatopił je aż po łokcie. Robiąc więc krwiste kleksy, stworzył świetną parę bohaterów, których nie da się nie lubić. Pytanie brzmi tylko, czy można darzyć mordercę jakimś wyższym uczuciem? Odpowiadam, więc, że jeśli powieść pisze Bednarek, to jak najbardziej.
Autor przyzwyczaił swoich czytelników do kryminałów, niespodzianką więc jest powieść sensacyjna, którą był popełnił, ale ku mojej uciesze, wyszło mu to zgrabnie i logicznie. Książka opowiada o płatnych zabójcach, którzy jedną z ostatnich swoich akcji wykładają koncertowo, pozwalając uciec ofierze. Dziewczyna jednak nie cieszy się długo wolnością, bo po kilkunastu godzinach trafia w ręce porywaczy. Nic jednak nie idzie po myśli oprawców i szybko okazuje się, że ofiara może stać się doskonałym wspólnikiem w przyszłych zbrodniach, trzeba ją tylko podszkolić, albo pociągnąć za sznurki, wynikające z syndromu sztokholmskiego.
Adrian Bednarek ma swoisty dar do tworzenia wielopoziomowych postaci. One nigdy nie są płytkie, zawsze kierują nimi wyższe instynkty, są dopracowani w najdrobniejszych szczegółach, często mają problemy psychiczne, są mało zsocjalizowani z otoczeniem, żyją według własnych reguł i praw, ale zawsze ich zachowania można w jakiś sposób wytłumaczyć i chcąc nie chcąc polubić, co w przypadku antybohaterów jest nie lada wyczynem.
Poza tym jego historie są zawsze świeże i dość oryginalne. Mają w sobie coś, co powoduje, że po przeczytaniu pierwszych kilku zdań, człowiek odlatuje niczym po mocnych używkach i kończy dopiero, kiedy zobaczy ostatnią kropkę na końcu.
Z tą książką jest właśnie tak. Czytelnik odleci, będzie kręcił z niedowierzaniem głową, ale summa summarum stanie po stronie bohaterów i wdroży swój doping mimo sprzecznych myśli. A, że koniec historii jest nieoczywisty, toteż spodziewam się kontynuacji. A może była to tylko chwilowa przygoda i się mylę? To jak, drogi Panie? Będzie?
Polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz