Opowieści o II wojnie światowej jest mnóstwo. Każda z nich niesie ze sobą porażającą dawkę cierpienia i bólu, który latami daje o sobie znać w różny sposób. Wielu z nas zna te historie dobrze. Przekazywane sobie z ust do ust nie dają o sobie zapomnieć. Opowieść wysnuta przez Natalię Thiel może być jedną z nich, ale o jej wyjątkowości świadczy i talent autorki, i oryginalna fabuła.
Nie jest tajemnicą, że jest to historia miłosna. Że mamy tu przykład pięknego, ponadczasowego uczucia, które trwa całe życie, choć los wielokrotnie poddaje je próbie i krzyżuje plany kochającym się ludziom. Wiedzieć jednak należy, że nie jest to powieść, która zaledwie muska trudne tematy i traktuje je po macoszemu. Tu mamy rasową, mięsistą powieść, przygotowaną jak najwystawniejsza kolacja u ambasadora, a cudowny romans stanowi tu jedynie piękny dodatek.
Czytałam wielokrotnie tego typu powieści. W przeważającej części były to historie miałkie i nijakie. Zaledwie kilka z nich było godne uwagi. Tu sytuacja jest klarowna od samego początku, bowiem historia jest tak niesztampowa, że zachwyca od pierwszego zdania.
Autorka wspaniale przygotowała się merytorycznie, skrupulatnie i dokładnie opisała wydarzenia mające miejsce w czasie wojny. Przedstawiła wiele problemów, z którymi borykać musieli się cywile i żołnierze walczący w podziemiu. Nie pominęła niczego. Ani chorób toczących wymizerowane ciała, ani potwornych praktyk stosowanych przez okupantów, ani nawet emocji, które towarzyszyły ludziom podczas podpisywania volkslisty. Zadbała o wszystkie szczegóły, co zaprocentowało nieprawdopodobnie wzruszającą opowieścią.
Cała historia doprawiona została cudownymi opowieściami o muzyce. Piękno nowo napisanych utworów, dźwięki pianina niemal brzmiały mi w uszach na przemian z dojmującą ciszą, która była jednym z najważniejszych czynników, od którego zależało życie.
Wszystko się tu zgadzało, począwszy od wyrazistych i szalenie ludzkich bohaterów, poprzez doskonale przemyślaną fabułę, dialogi, aż po trudne fragmenty historyczne. Każdy z tych elementów był doskonale wyważony i składał się w jedną pyszną całość.
Wypadałoby do tego wielkiego słoja miodu dodać łyżkę dziegciu, ale robiąc to, byłabym nieuczciwa. Już dawno nie czytałam tak wartościowej, ważnej i pięknej historii. Polecam z całego serca!
Komentarze
Prześlij komentarz