Przejdź do głównej zawartości

Walc dla Izabeli –Natalia Thiel

 Opowieści o II wojnie światowej jest mnóstwo. Każda z nich niesie ze sobą porażającą dawkę cierpienia i bólu, który latami daje o sobie znać w różny sposób. Wielu z nas zna te historie dobrze. Przekazywane sobie z ust do ust nie dają o sobie zapomnieć. Opowieść wysnuta przez Natalię Thiel może być jedną z nich, ale o jej wyjątkowości świadczy i talent autorki, i oryginalna fabuła.



Nie jest tajemnicą, że jest to historia miłosna. Że mamy tu przykład pięknego, ponadczasowego uczucia, które trwa całe życie, choć los wielokrotnie poddaje je próbie i krzyżuje plany kochającym się ludziom. Wiedzieć jednak należy, że nie jest to powieść, która zaledwie muska trudne tematy i traktuje je po macoszemu. Tu mamy rasową, mięsistą powieść, przygotowaną jak najwystawniejsza kolacja u ambasadora, a cudowny romans stanowi tu jedynie piękny dodatek.

Czytałam wielokrotnie tego typu powieści. W przeważającej części były to historie miałkie i nijakie. Zaledwie kilka z nich było godne uwagi. Tu sytuacja jest klarowna od samego początku, bowiem historia jest tak niesztampowa, że zachwyca od pierwszego zdania.

Autorka wspaniale przygotowała się merytorycznie, skrupulatnie i dokładnie opisała wydarzenia mające miejsce w czasie wojny. Przedstawiła wiele problemów, z którymi borykać musieli się cywile i żołnierze walczący w podziemiu. Nie pominęła niczego. Ani chorób toczących wymizerowane ciała, ani potwornych praktyk stosowanych przez okupantów, ani nawet emocji, które towarzyszyły ludziom podczas podpisywania volkslisty. Zadbała o wszystkie szczegóły, co zaprocentowało nieprawdopodobnie wzruszającą opowieścią.

Cała historia doprawiona została cudownymi opowieściami o muzyce. Piękno nowo napisanych utworów, dźwięki pianina niemal brzmiały mi w uszach na przemian z dojmującą ciszą, która była jednym z najważniejszych czynników, od którego zależało życie.

Wszystko się tu zgadzało, począwszy od wyrazistych i szalenie ludzkich bohaterów, poprzez doskonale przemyślaną fabułę, dialogi, aż po trudne fragmenty historyczne. Każdy z tych elementów był doskonale wyważony i składał się w jedną pyszną całość.

Wypadałoby do tego wielkiego słoja miodu dodać łyżkę dziegciu, ale robiąc to, byłabym nieuczciwa. Już dawno nie czytałam tak wartościowej, ważnej i pięknej historii. Polecam z całego serca!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn